Święto Zmarłych jest dniem, gdy powinniśmy odwiedzić naszych bliskich, których nie ma już pośród nas. Jedni odeszli nagle, pozostawiwszy niedokończone życie, nieuregulowane ważne sprawy, niezabezpieczoną rodzinę. Inni - pogodzeni ze światem, szczęśliwi, pełni wiary i otoczeni bliskimi. Wszyscy odchodzą do nowego, lepszego życia, gdzie będą pozbawieni trosk i zmartwień codzienności.
Jednak dla żyjących wcale to nie jest łatwe. Człowiek, z którym jeszcze wczoraj prowadziło się rozmowę, dzisiaj odszedł na zawsze. Już go nie ma. Ciężko to objąć, zrozumieć i pogodzić się z tym. Nagle brakuje nam podparcia. Osoby, która zawsze była z nami i wspierała nas swoim istnieniem. Często ukochana, bez której życie nie ma sensu. Czujemy pustkę, której nie ma czym zapełnić. Boimy się samotności i nieznanej przyszłości. Jednak nie poddajemy się i żyjemy dalej. Podnosimy oczy i staramy się o nich pamiętać takimi, jakich ich widzieliśmy. Dobrych, kochanych, jedynych. Żyją razem z nami w naszych wspomnieniach.
W czasie Święta Zmarłych spotykamy się z rodzinami aby nie zatarły się, dobre wspomnienia, o bliskich nam osobach.
Cmentarz w ten dzień był piękny. Z zimnego, opuszczonego i zapomnianego miejsca stał się pełnym ciepła, pełgających ogników i kolorów sanktuarium, tłumnie odwiedzanym przez rodziny i znajomych. Widok zaskakiwał, zapierał dech w piersi i wprawiał w osłupienie. Pod krzyżem Jezusa Chrystusa ludzie ustawili tęczowe morze zniczy. Ulica jest szeroka na pełne dwa pasy ruchu i jeden, aż po horyzont był zastawiony żywymi, drżącymi płomyczkami. Nie było widać końca
płomiennych ogników, a kolorów i barw nie mam do czego porównać. Od całego pasa czuło się żar na odległość 1 m. Jak się podeszło bliżej, to maiało się wrażenie, że zaraz spali nam się ubranie.
Temperatura była tak wysoka, że całe powietrze nad tym pasem, drżało i falowało zniekształcając przestrzeń, załamując postrzeganie i odrealniając ten czas i miejsce. Czułem się jakbym oglądał jakąś czarną fatamorganę rozświetloną pustynią drobnych, bardzo ruchliwych i barwnych żyjštek. To prawie jak nałóg, wczoraj chłonąłem i podziwiałem widok, dzisiaj już mi go brakuje ;).
Nastrój był wzniosły i bardzo nostalgiczny. Ludzie w ciszy zapalali nowe znicze, często odpalając je, od już zapalonych. Przez chwilę kontemplowali widok, może odprawiali modlitwę, może starali się zapamiętać piękno w czystym i nieskalanych wydaniu. Po raz kolejny stworzyli co niesamowitego i niepowtarzalnego. To było takie wzruszajšce, spontaniczne i nieoczekiwane.
Szacunkowo licząc było tam ok. 15 000 zniczy. Ludzie przychodzili, zatrzymywali się, odchodzili, przychodzili nowi. Dopiero koło godziny 23:00 zrobiło się na tyle "luźno" abym mógł komfortowo uwiecznić to zjawisko. Jednak żadne słowa i zdjęcia nie oddadzą tego nierzeczywistego klimatu i atmosfery święta i miejsca. Mimo wszystko zapraszam do obejrzenia zdjęć.